FilmyRecenzje Filmowe

Twój Vincent (2017)

Vincent Van Gogh jest z pewnością jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych malarzy XIX wieku. Jego obrazy, napiętnowane wewnętrznymi rozterkami artysty, stworzyły fundament do rozwoju nowej gałęzi sztuki, która w późniejszych latach znalazła wielu naśladowców i zaowocowała całkowitym obaleniem ówczesnych kanonów, rozpoczynając nową erę twórczości artystycznej. Sama postać Vincenta dostarcza niezliczonej ilości tematów do analiz i opracowań. Jest to niezwykle wdzięczny bohater o niemal literackim biogramie. Artysta niedoceniony za życia, borykający się z szeregiem problemów natury zarówno osobistej, jak i finansowej. Zmarł w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach w wieku 37 lat.

Historię jego ostatnich dni życia możemy prześledzić w najnowszym produkcie eksportowym polskiej szkoły animacji – rewelacyjnie przyjętej przez krytyków produkcji „Twój Vincent”, za którą odpowiada duet reżyserski Dorota Kobiela – Hugh Welchman.

Główny bohater przypomina trochę Belmondo – ale jest też przepełniony melancholią, pozostawianą przez Van Gogha w każdym niemal obrazie.

Wydawać by się mogło, że pod względem realizatorskim wspomniany duet porwał się z motyką na słońce… A jednak ambitne założenia zostały zrealizowane.

Kobiela i Welchman – uznany już w środowisku twórca animacji, nagrodzony w 2008 roku Oscarem za krótki metraż „Piotruś i Wilk” – postanowili tym obrazem zabrać swoich widzów w świat Van Gogha. Dosłownie – przenieść odbiorców w animowaną przestrzeń namalowanych obrazów artysty. Innymi słowy – do produkcji filmu zatrudniono niemal setkę malarzy, którzy stworzyli ponad 50 tysięcy obrazów inspirowanych dziełami Mistrza. W ten sposób powstała animacja, której każda sekunda składa się z 12 klatek-kadrów, na których rozgrywa się akcja opowieści.

Część ekipy 91 artystów pracujących nad 52400 kadrami-obrazami, które złożyły się na półtorejgodzinny seans filmowy. Chapeu bas!

Pomimo, iż nie należę do wielkich fanów malarstwa Van Gogha, przyznaję z ręką na sercu – efekt jest piorunujący. Trudno jednoznacznie ocenić, czy oglądając „Twojego Vincenta” przenosimy się bezpośrednio do wnętrza cierpiącego umysłu artysty, czy też po prostu oglądamy świat jego oczami – nie zmienia to faktu, iż czegoś takiego do tej pory nie widzieliśmy. To pierwszy film animowany, który został „namalowany” farbą olejną, czyli ulubioną techniką Van Gogha. Animacja jest niepowtarzalna, znakomicie oddaje klimat oryginalnych obrazów, a przede wszystkim – wykracza poza warsztat malarski artysty. Dzięki zastosowanej formule, możemy jako widzowie obcować z zupełnie innym poziomem immersji dzieła. Autorzy tego filmu osiągnęli coś naprawdę niezwykłego: tchnęli życie w namalowane przez autora na portretach postacie, ożywili krajobrazy i miejsca uwiecznione pędzlem Mistrza. Oderwali twórczość Van Gogha od statycznego płótna, uzupełnili obrazy o dynamikę ruchu i dźwięku. Dzięki temu cały świat wyobraźni, zamknięty w obrazach holenderskiego postimpresjonisty, został na nowo powołany do życia. Pod względem estetycznym „Twój Vincent” to przeżycie niepowtarzalne, odbiegające od klasycznych definicji filmu, malarstwa, czy sztuki. Wspaniała robota, którą koniecznie trzeba zobaczyć na własne oczy.

Postać Josepha Roulin – od lewej: Chris O’Dowd – aktor wcielający się w rolę, portret autorstwa Van Gogha z 1888 roku, a wreszcie – finalny efekt osiągnięty w filmie.

Historia opowiedziana w tym „filmie” (z braku lepszego określenia będę trzymał się utartej terminologii) została napisana we współpracy z uznanym rodzimym pisarzem, Jackiem Dehnelem. Jak wspomniałem wcześniej – fabuła krąży wokół prywatnego śledztwa dotyczącego ostatnich chwil życia Vincenta. Poznajemy ją razem z głównym bohaterem, Armandem Roulin – autentyczną postacią sportretowaną przez Van Gogha trzykrotnie w 1888 roku (rodzina Roulin należała do bliskich znajomych Vincenta, którym poświęcił kilkanaście swoich obrazów). Armand,  z aparycji przypominający Belmondo syn listonosza, otrzymuje od swego ojca polecenie dostarczenia ostatniego listu Van Gogha, adresowanego do jego brata Theo. Akcja toczy się niespełna rok po śmierci artysty, kiedy niezbyt zadowolony ze swojego zadania bohater rusza tropem ostatnich miejsc, w których przebywał Vincent. Dosyć szybko okazuje się, że wydarzenia prowadzące do jego śmierci mają przynajmniej kilka możliwych interpretacji, a niektóre z nich spowija mgła tajemnicy.

Tego jeszcze nie było: Oglądając „Twojego Vincenta” możemy poczuć się jak pasażerowie pociągu przemierzającego świat wyobraźni Van Gogha.

Film ma strukturę kina drogi. Podążając po nitce do kłębka, Armand odkrywa kolejne fragmenty układanki, które bardzo sprawnie lawirują pomiędzy dostępną wiedzą biograficzną, a spekulacjami opartymi na solidnych przesłankach. Sposób opowiadania historii, który czerpie nieco z klasycznego kryminału, sprawia, że widz – wraz z Armadem – stopniowo angażuje się w rozwiązanie tajemnicy.

Oczywiście, o ile tenże widz nie jest już zaznajomiony z tematem, lub nie sprawdzi sobie biografii Holendra na Wikipedii. To właściwie jedyny zarzut, który mogę skierować do twórców: opowiedziana przez nich historia jest odtwórcza i nie posiada wewnętrznego potencjału, by zapaść w pamięci na dłużej. Z jednej strony całkowicie zrozumiałe jest, że film będący w istocie pokłonem nad twórczością Van Gogha traktuje o jego życiu z kronikarską precyzją, odtwarzając – w formie kryminału – ostatnie chwile artysty. Jasne jest także, że zamiarem autorów była popularyzacja wiedzy o Van Goghu wśród odbiorców. Zamysł sensowny i godny pochwały. Trudno jednak nie dostrzec, że wykreowany przy pomocy obrazów Van Gogha świat – niezwykle sugestywny, momentami mroczny i nieustannie niepokojący – stanowiłby idealne umiejscowienie dla bardziej odważnego scenariusza. Oglądając „Twojego Vincenta” nie mogłem pozbyć się myśli, jak w tym anturażu wypadłoby klimatyczne noir w stylu „Chinatown” Polańskiego, lub inna zatrważająca historia, choćby spod ręki Hitchcocka.

Klimat idealny dla mrocznego noir, chociaż oryginalny scenariusz Jacka Dehnela też jest w porządku.

Dorota Kobiela i Hugh Welchman zadali sobie wiele trudu w produkcji tego filmu, osiągając przy tym efekt, który nie sposób jest otwarcie krytykować. Poza wspomnianym, nieco subiektywnym mankamentem scenariusza, właściwie nie ma tu słabych stron. Animacja jest obłędna, uzupełniają ją znakomicie współgrające z obrazem utwory znanego brytyjskiego klawiszowca Clinta Mansella (m.in. „Requiem dla Snu”, „Źródło”, „Zapaśnik”, „Czarny Łabędź” – tak, facet jest kumplem Aronofsky’ego). Gra aktorska została mocno przypudrowana zastosowaną techniką obrazu – aktorzy byli dobierani pod względem podobieństwa do postaci na portretach Van Gogha – jednak i w tym zakresie trudno o jakiekolwiek krytyczne słowa. Dubbing aktorów dobrany jest znakomicie, również w polskiej wersji językowej – możemy usłyszeć obu Stuhrów, a także Danutę Stenkę, czy występującego w roli Vincenta Roberta Gularczyka.

„Twój Vincent” został bardzo ciepło przyjęty podczas premierowego tournee po światowych festiwalach filmowych – otrzymał m.in. nagrodę w Vancouver i Szanghaju. Dość szybko rozpoczęły się również spekulowacje o możliwych szansach Oscarowych dla polsko-brytyjskiej koprodukcji. Cóż, osobiście jestem zdania, że ta produkcja zasługuje na wszelkie możliwe wyróżnienia. Jeżeli „Twój Vincent” nie znajdzie się wśród nominowanych do najważniejszych branżowych nagród w kategorii animacji, to zaprawdę, ten świat już nie skryje przed nikim swojego bezeceństwa.

Reasumując, uważam omówioną wyżej produkcję za jeden z najważniejszych filmów 2017 roku. Zdanie to nie opiera się na fabularnych aspektach filmu, które mnie osobiście nie poruszyły – być może ze względu na znajomość tematyki. Nie jest to również wynik moich patriotycznych lojalizmów, chociaż przyznaję, że jestem dumny z faktu, że tak zaawansowana technologicznie koncepcja rodziła się w Kraju Nad Wisłą. „Twój Vincent” pod względem fabularnym jest bardzo przyzwoity, a cała reszta ociera się o majstersztyk. Jeżeli postać Van Gogha jest Wam choć trochę znajoma – gwarantuje, że seans wprowadzi Was w fantastyczny świat niepowtarzalnego imaginarium artysty. „Twój Vincent” jest jednak przede wszystkim dziełem przełomowym – wykraczającym poza medium obrazu i filmu, łączącym je w pionierskim stylu. Jestem przekonany, że gdyby za tą produkcją stał Pixar, lub inny renomowany i dysponujący funduszami marketingowymi moloch – dziś już słuchalibyśmy o nowym rozdziale w światowej kinematografii. Słowa bywają przesadzone, zwłaszcza te utkane na potrzeby kampanii reklamowej – ale ja tutaj żadnej nie uprawiam.

Dlatego zwyczajnie i po ludzku – zachęcam do obejrzenia czegoś, czego jeszcze nie widzieliście. Wejście do muzeum Van Gogha w Amsterdamie kosztuje 17 euro. Bilet do misternie odtworzonego świata jego wyobraźni – tyle, ile wejściówka do najbliższego kina studyjnego, nie więcej niż dwie dychy. Nad czym tu się zastanawiać?

Twój Vincent
  • Ocena Pquelima - 9/10
    9/10

Related Articles

Komentarzy: 16

  1. Super film 🙂 mam nadzieje, ze oscarowe nadzieje okaza sie spelnione, bo animacja jest rzeczywiscie dopracowana do perfekcji. Magia Van Gogha w ruchomym wydaniu.

  2. Mam nadzieję, że „Twój Vincent” oprócz Oskara zgarnie jakieś prestiżowe wyróżnienia.

    1. akurat pod względem prestiżu a także „medialności”, to Oscary trudno porównywać z innymi nagrodami filmowymi.

      Ale rozumiem o co Ci chodzi i podzielam Twoją opinię.

      1. Prawde mowiac, to Oscary chyba nigdy nie byly pozbawione pewnego ciezaru Akademii, tam trzeba trafic do gustu starych pierdzieli 🙂

  3. Mama mojej uczennicy byla zaangazowana w projekt malowania 🙂 spedzila ponad pol roku w Gdansku pracujac wytrwale nad tym dzielem.

    1. I wykonała znakomitą robotę, którą naprawdę warto zobaczyć.
      To strasznie smutne, ale na całym świecie film obejrzało już kilka milionów widzów (m.in. 1,25mln we Wloszech), podczas gdy w Polsce „Twój Vincent” nie zebrał nawet 300 tysięcy… Ludzie wolą oglądać „Botoks” :/

      1. No, z tego co widac w polskim box office, to Botoks liderem. Ale spadek jest duzy, thor teraz moze go przebic.
        Btw: bedzie recenzja Thora?

            1. Nie zachwycałem się ani jednym, ani drugim. Ale to i tak lepiej niż poprzednie części Thora. Ta cała „kosmomitologia” nordycka sprawdzała się całkiem dobrze w komiksie. Po wienrym jej przeniesieniu na ekrany kinowe okazało się, że cała koncepcja jest potwornie kiczowata.
              Dla mnie Thor to taki właśnie blockbusterowy pasztet. Faceci w rajtuzach i z młotkami walczący w scenografii twardego s-f. Bleh 😉

    2. Poznan tez sie udzielil w powstawaniu filmu 🙂

      Ale przede wszystkim Wroclaw, Trojmiasto jeszcze.

  4. ten portal juz kilka razy już trafił z filmami do mojego gustu, więc tym razem też zaufam. Skoro taki ważny i super, mam nadzieję że się nie zawiode, bo malarstwa nie lubię 😛

    1. Wiesz, to trochę zależy od Twojego idnywidualnego gustu, ale jest naprawdę mała szansa, że Ci nie podejdzie. Wszystko jest na miejscu, scenariusz bardzo fajnie się rozwija – tyle tylko, że jest to historia napisana przez życie. Mam na myśli, że nie jest pełna fajerwerków, zwrotów akcji, pościgów i strzelanin rodem z „współczesnego kryminału”, jakim niektórzy nazywali np. Taken.
      Fajerwerki za to są w oprawie wizualnej i to w takiej ilości, że trudno jest się nie zachwycić. A i w samej fabule znalazło się kilka fajnych twistów.

      1. Zdecydowanie, kazdy znajdzie w tym filmie cos dla siebie. I jest idealny na wyjscie np z malzonka do kina 🙂

  5. Niesamowity film, nieziemska forma. Gdyby fabuła byłaby mocniejsza byłoby 10, tak jest 9/10.

    Z filmów malarskich polecam 'Mr. Turnera’ i 'Młyn i krzyż’. Oba przepiękne, oba malarskie i wystylizowane, a średnio znane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button